Jak odmienić starą, metalową puszkę metodą decoupage?

Obraz
Miałam starą, brzydką acz poręczną puszkę metalową. Postanowiłam ją odnowić metodą decoupage. Po niezbyt udanym, acz bardzo pouczającym początku mojej przygody z tą techniką, o czy tutaj, postanowiłam sprawdzić, jak to wyjdzie na puszce. Materiały, których użyłam:  papier ścierny – 2 grubości, jeden grubszą do szlifowania puszki (gramatura 120), drugi cieńszy do szlifowania lakieru (gramatura 400), benzyna ekstracyjna do odtłuszczenia puszki, biała farba akrylowa do wnętrz, szybkoschnąca, nietoksyczna, akrylowy, bezbarwny lakier do drewna, szybkoschnący, nietoksyczny, wodny klej do drewna, pojemniczek z wodą, kawałek gąbki do naczyń do nanoszenia farby, pędzel do nanoszenia kleju oraz lakieru, serwetki ze wzorami (ja akurat użyłam 2 różnych serwetek), nożyczki do wycięcia serwetek, gazety do zabezpieczenia blatu, stołu itp. Najpierw umyłam i oczyściłam puszkę, potem ją zeszlifowałam papierem ściernym, niezbyt dokładnie, co zaskutkowało poja

Jak (nie)szybko, acz skutecznie zapakować się na krótki wyjazd

Krótki wyjazd weekendowy, do zabrania tylko kilka drobiazgów, więc pakowanie powinno zając kilka minut i w drogę. Niestety niekoniecznie w naszym przypadku.
źródło: darmowe zdjęcie z Internetu


Pakowania specjalnie nie lubię, gdyż wiąże się to z:
  • bieganiem po całym domu w poszukiwaniu odpowiednich rzeczy,
  • szykowaniem dużej sterty rzeczy w jednym miejscu,
  • wymyśleniem gdzie to wszystko spakować oraz znalezieniem odpowiednich walizek, toreb,
  • dopychaniem rzeczy kolanem, aby upolowane wcześniej walizki lub torby chociaż trochę się zamknęły,
  • zgromadzeniem całego wyjazdowego dobytku w pobliżu garażu aby M mógł te klocki sobie poukładać po swojemu, bo to już jego działka.

Tym razem wyjazd jest krótki, więc daruję sobie robienie listy. Zaczynam od kosmetyków, szukam odpowiednich małych buteleczek, bo nie potrzebuję wielkich gabarytów. Po przetrzebieniu odpowiedniego koszyczka mam zestaw kosmetyków. Nie zauważam rozsypanego pudru w szufladzie, nie ma na to teraz czasu. Idąc za ciosem pakuję moje rzeczy, poszło gładko, bo wszystko jest w jednym miejscu. Zadowolona robię przerwę w pakowaniu.
źródło: darmowe zdjęcie z Internetu

Postanawiam poskładać i uprasować pranie, będzie łatwiej po powrocie, poza tym część rzeczy mogę
zabrać na wyjazd. Rozkładam deskę, włączam żelazko, które strasznie buczy, spragnione wody. Staram się dawać wodę zdemineralizowaną, ale właśnie się skończyła, buczenie staje się nieznośne, nie wytrzymuję i wlewam zwykłą wodę - masz zapchaj się i przestań buczeć. Żelazko z radości zaczyna mrugać do mnie czerwonym światełkiem, jak miło, nawet mu odmachuję. Miga i miga, zdążyłam już większość rzeczy tych nie do prasowania poskładać, a to ciągle świeci, wciskam ok i tym razem mruga niebieskie światełko, dobrze jeszcze chwila i będzie można prasować. Ciekawe kto będzie szybszy- ja ze składaniem rzeczy, czy żelazko? Jest remis, mogę zacząć prasowanie. Potem tylko segregowanie, co jest czyje i roznoszenie rzeczy po pokojach. Najgorzej jest z bielizną. Z rajstopami i skarpetkami dawno się poddałam – tam gdzie nie ma metki to dla mnie czarna magia, które rajstopy/ skarpetki są Najstarszej a które Średniej. Podział robię na chybił trafił, niech to uzgadniają ze sobą.

Najmłodsza jest wyjątkowo spokojna, idę do kuchni, gdzie  podłoga jeszcze trochę się klei, a dlaczego możecie przeczytać tutaj. Po czwartym razie na mokro poprzedniego dnia zdecydowałam się na tradycyjne mycie szczotką, przy okazji szorowałam fugi, ostatkiem silnej woli powstrzymałam się od odsuwania lodówki i szafek, bo z poziomu podłogi brud wyraźnie się ze mnie śmiał. Dzisiaj jeszcze raz robię na mokro, może jeszcze kilka razy i w końcu przestanę się przyklejać.

Idę dalej  do garażu- królestwa M, do którego ostatnio mnie bardzo ciągnie, wyciągam wspaniałe kobyłki i nakładam 3-cią warstwę lakierobejcy na brakujące półeczki do regału. Kolor jest stanowczo za ciemny, spod spodu wychodzi szpachla na sękach, którą położyłam zupełnie niezgodnie z instrukcją po pierwszej warstwie lakierobejcy gdy sęki zaczęły mi przeszkadzać. Zupełnie nie przejmuję się tymi drobiazgami. Z kolorami robię eksperyment, nakładając za każdym razem inny kolor aby chociaż trochę zbliżyć się do koloru regału, raczej z marnym rezultatem. Trudno, postawimy książki i nie będzie tak bardzo widać.

Korzystając z okazji, że Najmłodsza śpi oddaję się nieodpartej pasji zrobienia mojego pierwszego decoupage. Moją ofiarą są stare podkładki korkowe- tak z ciachane, że nic im nie zaszkodzi. O decoupage będzie oddzielny wpis. Teraz jestem na etapie lakierowania, zabrałam odpowiednie pędzle dzieciom, stwierdzając, że Mamusi w tej chwili bardziej się przydadzą, a one i tak maja kilka pędzli. Pasja tworzenia jest bardzo silna, więc coś trzeba poświęcić. Maluję pierwszą warstwę lakieru, trzeba odczekać godzinę do następnej. Przy potężnej pasji godzina to bardzo długo, muszę się czymś zająć.

Jadę na zakupy z D oraz Najmłodszą. Po biegu przez sklep, naładowaniu 2 wózków, bo w jednym jest Najmłodsza i tam niewiele rzeczy się mieści wracamy do domu. Zanim wyciągnę zakupy z bagażnika, w kurtce szlifuję i jeszcze raz lakieruję podkładki, pasja tworzenia daje znać o sobie. Teraz muszę zanieść zakupy D, oczywiście leje deszcz, więc doszczętnie moknę. U D muszę się nieźle nagłowić i namęczyć aby upchnąć rzeczy w lodówce tak aby od razu nie wypadły, udaje się.  
Garaż odwiedzam jeszcze na chwilę aby pochować półki z miejsca parkingowego. Idę umyć ręce i czym prędzej zabieram się za umycie zlewu w garażu, jedno mleczko, drugie mleczko, szczotka i prawie jest idealnie, zobaczymy co M na to powie.

Po przerwie technicznej wracam jednak do pakowania, ciuchy Najstarszej, Średniej, Najmniejszej oczywiście coś na przebranie i na zapas, kosmetyki, pieluchy, pościel i jeszcze pościel, łóżeczko, wózek, nosidełko, buty, kapcie, kalosze, coś od deszczu itp. Itp. I tak wszystko 2-3 razy. Sterta rośnie w oczach. Teraz jeszcze leki, na to, na tamto i na siamto i oczywiście obowiązkowo plasterki, które często działają lepiej niż placebo. Najstarsza przeziębiona więc jeszcze syropek taki i owaki. Z podręcznej apteczki robi się wielka apteka przewoźna. No dobra jeszcze rzeczy na basen, drobne jedzenie na drogę i gotowe. Ładuję torby i  toribiszcza, w sumie 7 sztuk bagażu na 2 dni, nieźle.
Miałam przed wyjazdem położyć jeszcze jedną warstwę lakieru, ale Najmłodsza zażądała kąpieli, upomniała się o swój obiadek i narzekała na ząbki, miała przekonującą, i bardzo głośną siłę przekonywania, trudno podkładki muszą poczekać.

Wracam do łazienki i jednak zauważam rozsypany puder. W duchu gratuluję sobie systemu koszyczkowo - pudełkowego, bo puder na szczęście jest rozsypany tylko w jednym pudełku i o dziwo niedawno robiłam tam porządek. Myję pudełko, buteleczki z pudrami, podkładami itp, potem przemywam umywalkę i wycieram blat, problem z głowy.

Średnia i Najstarsza pakują jeszcze swoje plecaczki z zabawkami i jesteśmy gotowi do drogi. Cała operacja z przerwami zajęła praktycznie cały dzień, ale chyba mamy wszystko. Gorzej będzie z rozpakowywaniem, ale teraz tym się nie przejmuję.


Komentarze